Tekst i zdjęcia: Irena Morawska
30-07-2005, ostatnia aktualizacja 29-07-2005 14:11
Dzień zaczyna od telefonu do matki i telefonem do niej kończy. Na ploteczki leci do mamusi, na wakacje z mamusią. To wszystko cierpliwie znoszę dziesięć lat, ale jej w naszym łóżku - ani minuty dłużej. W łóżkowych chwilach uniesienia krzyczy: "O mamma mia! O mamma mia!"...
Andrea otwiera czarną walizeczkę, w której przechowuje swoją wolność: kartki małe i duże, zapisane i czyste. Pióra - dziesiątki piór - od gęsiego po nowoczesne za ciężkie euro. Atramenty, flamastry, ołówki, stemple. Widok wizytówek z napisem: "Andrea Barsotti - poeta-murarz", rozpromienia go.
- Budowaniem grobów zarabiam na życie, ale sens nadaje mu moja poezja.
Jest dla mnie oddechem, chlebem i winem. -
Andrea wyciąga z walizeczki pióro warte 100 euro i niezgrabnymi kulfonami kreśli nowy poemat. Cytuje półgłosem tytuł dzieła: "Maminsynek".
Jak pięknie, jak pięknie pamiętać... Kiedy byłem mały, mama za mnie myślała. Prasowała, pieściła oraz gotowała.
Andrea odkłada pióro, szuka w myślach kolejnych fraz, gdy niespodziewanie wyznaje: - Bycie maminsynkiem komplikuje życie. Ale.... bez mamy nie wyobrażam sobie.
Andrea Barsotti z Camaiore w Toskanii urodził się 11 lat po tym,
jak w 1953 r. świat zachwycił się filmem Federico Felliniego "Wałkonie".
Reżysera Felliniego
Andrea kojarzy - film mniej. Ale jego wygląd, sposób bycia i mówienia sprawia wrażenie, jakby Andrea na chwilę wyszedł z filmu, by rozejrzeć się po życiu i jak filmowy bohater literat Leopoldo podjąć kolejną próbę porzucenia niechcianego losu.
- Nie jestem maminsynkiem z wyboru. Tak wyszło. Maminsynkami jesteśmy
ja, mój starszy brat i rok młodsza siostra -
Andrea śmieje się hałaśliwie, zwracając uwagę sąsiednich stolików w kawiarni na piazza Duomo w średniowiecznym miasteczku Pietrasanta. Poważnieje i z powrotem wtapia się w swój bezpieczny świat rozpostarty między kartką a piórem. Czyta.
Co rano mama budzi mnie do pracy, a wieczorem czeka z pachnącą kolacją. Jest moim lustrem i moim w nim odbiciem. Moją mamę bardzo kocham skrycie.
Sny i myśli z nią dzielę
Wydany w końcu maja najnowszy raport Włoskiego Instytutu Statystycznego (ISTAT) postawił na nogi media, psychologów i socjologów.
Z raportu o rodzinie wynika, że blisko 66,8 proc. mężczyzn w wieku 18-34 lata wciąż mieszka z rodzicami (o 2,4 proc. więcej niż dziesięć lat wcześniej). Rośnie liczba starszych pozostających przy rodzicach.
Alarm wywołały nie tylko cyfry. Włosi nie mają zamiaru zakładać rodzin. Wielu 40-latków w wieku Andrei (17 proc. mieszka z rodzicami) pewnie by chciało, ale głowi się: jak to zrobić?
Socjologowie lamentują, że przez maminsynków pęka struktura społeczna, a psychologowie nazywają ich "dorosłymi młodzieńcami".
W dyskusji o maminsynkach, która nabrała charakteru niemal narodowego, wypowiadają się badacze zagadnienia, mniej - sami zainteresowani. Bo z włoskim maminsynkiem jest jak z włoską mafią: wiadomo, że jest, ale niekoniecznie trzeba się z tym afiszować. Andrei już wszystko jedno.
- Mój świat to poezja, cmentarz i, niestety... mama.
Poezja przemieszcza Andreę w dowolną przestrzeń. Jest dla niego
jedynym sposobem podróżowania. Na cmentarzu, gdzie stawia grobowce,
znajduje ukojenie. - Mój ulubiony jest w Porto Venere na skale nad
morzem, prawie pod samym niebem. Mógłby tam spędzać godziny, gdyby nie
telefon od mamy: "Kolacja gotowa, a ty gdzie?". I wyrwany z marzeń
Andrea wsiada do swojego siedmioletniego opla i jedzie do domu, w którym się urodził i z którego dalej jak na cmentarz w Porto Venere nigdy nie wyruszył. A teraz siedzi w kawiarni i z ożywieniem czyta przed chwilą napisane słowa.
Dzielę z nią zarobki swoje i życie z nią dzielę. Sny i myśli również z nią dzielę. Bo choć urosłem i wszystko się zmieniło, to z moją mamą wciąż jest tak, jak było.
Andrea jest poetą, któremu na widok kartki i długopisu myśli same pchają się na papier, tak samo jak widok kobiety przypomina mu mamę. - Mam kłopoty z utrzymaniem trwałych kontaktów z kobietami. Ciągnie mnie do domu, do mamy. Wciąż o niej myślę: co by powiedziała, jak by zareagowała? Nie ma rzeczy, której bym nie zrobił bez myśli o mamie.
O mamma mia
Podczas gdy
Andrea tworzy swój najnowszy poemat, w czerwcowy wieczór maminsynek Roberto Orsini z Civitavecchii błaga żonę, by nie wyrzucała go ze swojego życia, Michele Polidori ma koncert chóru w kościele, Pier Luigi Rossi z Rzymu znów kłóci się z matką o kobietę, a student Adriano Clemente z Taranto uczy się do ostatniego egzaminu.
Andrea pisze swój poemat, a życie innych maminsynków toczy się zaskakująco.
ŹRÓDŁO:
| |
Agora S.A. - wydawca portalu Gazeta.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników Forum.
Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść
z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną. Więcej informacji.
|